Kucharzenie po norwesku

Pracujesz jako kucharz i masz kilkuletnie doświadczenie w zawodzie, szukasz nowych wrażeń, a może po prostu wyższych zarobków? Możesz śmiało próbować swoich sił na rynku norweskim. Zapotrzebowanie na kucharzy z pasją jest ogromne. I wciąż rośnie.

Jak w każdym zawodzie, tak i w zawodzie kucharza najlepiej mieć wykształcenie kierunkowe, czyli skończoną szkołę gastronomiczną i doświadczenie. Do barów, hoteli czy bistro wystarczy rok, czy dwa. Do pracy w liczących się restauracjach najbardziej pożądane jest doświadczenie kilkuletnie i często praktyka za granicą. Jednak nie ma na to reguły. – Spotykam często ludzi, którzy nie ukończyli szkoły gastronomicznej, ale gotują z pasją i robią to znacznie lepiej niż ci po szkole i z doświadczeniem – przekonuje Paweł, kucharz z 15-letnim stażem pracy, a od ponad roku szef kuchni w jednej z najbardziej znanych restauracji w Bergen.

Często zdarza się, że ludzie są wypaleni zawodowo, zmęczeni pracą w ciągłym stresie, pod presją czasu, w wysokich temperaturach, jakie zazwyczaj panują w kuchniach. – Wypalenie zawodowe to jedno, a brak zamiłowania do tej pracy to drugie – dodaje. – Znam osoby, które przyuczyły się do zawodu w Norwegii i wykonują swoją pracę dobrze, a często i lepiej od tych, którzy gotują od lat. Trzeba kochać to, co się robi. To jedyna recepta na sukces zarówno w Norwegii, jak i każdym innym zakątku świata. Kucharz bez pasji, nie jest dobrym kucharzem. Co najwyżej może pracować w restauracji czy hotelu jako zwykły kucharz liniowy. Jednak, jak zapewnia Paweł, miejsce na norweskim rynku znajdzie się dla każdego, kto tylko ma chęci do pracy i silną wolę.

Kawałek tortu do wzięcia

Rynek norweski, podobnie jak i samo Bergen, wciąż chłonie ludzi chętnych do pracy. Wszystko przez to, że w wielu zawodach Norwegowie nie chcą pracować. Ich aspiracje sięgają wyżej. Szukają lżejszej i lepiej płatnej pracy, zwłaszcza w sektorze naftowym. Stąd na rynku pojawia się zapotrzebowanie nie tylko na specjalistów wszelkiego rodzaju, ale także na pracowników wykonujących zwykłe prace na zmywaku, sprzątanie czy prace kelnerskie. – Tak jak mówiłem, rynek jest chłonny, a Norwegom nie chce się pracować w kuchni – wyjaśnia Paweł. – Często zmiany trwają po 10-12 godzin i nie ma nawet czasu na przerwę. Przed serwisem jest mnóstwo pracy, a po otwarciu drzwi do restauracji goście przychodzą nieustannie. Zdarza się, że jeszcze przed otwarciem ustawia się na zewnątrz kolejka – tłumaczy.

Stąd w kuchniach restauracyjnych czy hotelowych można znaleźć prawdziwą mieszankę narodowościową. Poza Polakami są Szwedzi, Hiszpanie, ale także mnóstwo ludzi z Ameryki Południowej. – Wiedza, umiejętności i pasja to najbardziej poszukiwane cechy u przyszłych kucharzy w Norwegii – tłumaczy szef kuchni. – Formalnie język norweski jest obowiązkowy i wzmianka o nim pojawia się we wszystkich ogłoszeniach. Jednak w praktyce językiem, którego używa się w kuchni, jest angielski – dodaje Paweł.

Oczywiście w bardzo dobrych restauracjach znajomość norweskiego jest niezbędna. Norwegowie bowiem są zakochani w swoim kraju i kulturze. – Moje doświadczenie pokazuje, że i ta bariera jest do pokonania. Z powodu braku chętnych do pracy, właściciele biznesów nie mają wyjścia i zatrudniają ludzi bez znajomości języka – wyjaśnia mój rozmówca. Jak się więc okazuje najważniejsze to umiejętności, a reszta nie ma znaczenia.

W świecie skandynawskiej kuchni

W świecie norweskiej, a tym samym skandynawskiej kuchni nie jest trudno odnaleźć. I nie chodzi o wyposażenie kuchni czy zasady organizacji pracy, ale o smaki. – To bardzo bogata kuchnia, którą warto zgłębić – z błyskiem w oku mówi polski szef kuchni pracujący w restauracji, serwującej głównie dania skandynawskie. Kuchnia ta, zgodnie z panującą na świecie modą, bazuje głównie na produktach lokalnych, wysokiej jakości rybach, owocach morza i mięsach. Kuchnia norweska ma swoje charakterystyczne dania i dobrze je znać. – Jednak technika przyrządzania tych potraw, łosia czy renifera, nie jest skomplikowana. Poza tym należy pamiętać, że kuchnia norweska była kuchnią bardzo prymitywną, opartą głównie na procesach suszenia, wędzenia i solenia ryb oraz mięsa – wyjaśnia nasz rozmówca. – Mamy więc dużo wspólnego, bo w Polsce podobnie przechowywało się kiedyś żywność. Ten sposób konserwowania żywności był znany i powszechnie stosowany.

Na rynku norweskim, i nie tylko w Bergen, wszechobecna jest kuchnia amerykańska, włoska czy francuska i tam każdy kucharz da sobie radę. Zwłaszcza, że wbrew pozorom, Norwegowie zakochani są w pizzy i hamburgerach.

Kuchenny rock'n'roll

Jak najlepiej znaleźć pracę kucharza? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

– Najlepiej sprawdza się chodzenie od restauracji do restauracji, rozmowa z szefami kuchni – podpowiada Paweł. – To doskonały sposób na poznanie człowieka, bo czasem wystarczy choćby chwila rozmowy. I zawsze można zaprosić taką osobę na dzień próbny, by sprawdzić jej umiejętności – dodaje.

Rotacja jest naprawdę duża i większość restauracji boryka się z brakiem dobrych kucharzy. – Można też śledzić ogłoszenia agencji pośrednictwa pracy – mówi Paweł. – Jednak jestem przekonany, że dla każdego znajdzie się miejsce. Zwłaszcza, gdy będzie miał chęci do pracy i silną wolę – zapewnia.

On sam mając za sobą wiele lat doświadczenia w pracy w Polsce i za granicą, po prostu usiadł pewnego wieczoru do komputera, zrobił listę restauracji w Bergen i do każdej wysłał CV. Odzew był natychmiastowy, a po przyjeździe do Bergen i rozmowach z potencjalnymi pracodawcami, od razu dostał pracę w dwóch miejscach. – Można powiedzieć, że przebierałem w ofertach – śmieje się. – Jednak tak naprawdę wszystko to kwestia szczęścia, ale i wiary, że się uda. Nic zresztą nie ma za darmo.

A jak już dostaniesz pracę, to zaczyna się prawdziwy rock'n'roll. Ciągle na fali, ciągle w biegu i stresie. I dnia mało, aby realizować kolejne pomysły tak, aby uszczęśliwiać i zaskakiwać gości, a do tego budować dobrą renomę restauracji.

Zarobki w branży

Zasadniczą różnicą pomiędzy pracą kucharza w Polsce a w Norwegii jest... wypłata. Ta w krainie fiordów może być nawet kilka razy wyższa. Wszystko zależy od stażu pracy i doświadczenia. Im więcej lat w zawodzie, tym wyższe stawki. Na początek wahają się jednak pomiędzy 140 a 160 koron norweskich na godzinę, co oznacza, że najmniej zarobimy około 10 tysięcy złotych brutto. Jednak z biegiem czasu rośnie nasze doświadczenie, a co za tym idzie i stawka. A standardy pracy właściwie są takie same, bo w obu krajach można trafić bardzo fajne miejsce, gdzie przestrzegane są prawa pracownika, płacone nadgodziny czy choćby gwarantowane przerwy. Zależy, kto ma ile szczęścia w życiu.

Iwona Mazurek-Orłowska