Fed na razie woli zapowiadać, niż działać

Amerykańska rezerwa federalna jest w klinczu. Nie może bez końca utrzymywać zerowych stóp procentowych, ale jednocześnie obawia się zbyt wcześnie rozpocząć zaostrzanie polityki. Z drugiej strony, wiele może zdziałać samymi deklaracjami.

Prognozowanie nigdy nie było łatwym zadaniem, a w obecnych dynamicznie zmieniających się warunkach, niczego nie można być pewnym. W przypadku amerykańskiej polityki pieniężnej, mamy do czynienia z ciekawym połączeniem pewności z nieprzewidywalnością.

Pewne jest, że stopy procentowe pójdą w górę, tylko nie wiadomo kiedy to nastąpi. Fed z jednej strony boi się utrzymywać je w pobliżu zera zbyt długo, z drugiej zaś, pomny wcześniejszych doświadczeń, jeszcze bardziej obawia się, by zaostrzając swoją politykę nie doprowadzić do zduszenia wzrostu gospodarczego. Wbrew pozorom, nie ma wzoru, według którego można wyznaczyć odpowiedni do warunków poziom stóp procentowych, ani wyznaczyć optymalną ścieżkę dojścia do takiego poziomu. Tym bardziej, że coraz wyraźniej widać, iż w przypadku rezerwy federalnej wzór ten powinien uwzględniać nie tylko parametry amerykańskiej, ale i globalnej gospodarki.

Choć więc wszyscy, łącznie z samym Fedem, od wielu miesięcy próbują wyznaczyć lub odczytać właściwy timing, nikt, nie wyłączając Fedu, nie jest w stanie zrobić tego precyzyjnie. Ale, w myśl popularnego powiedzenia, starać się trzeba. Starają się przedstawiciele komitetu otwartego rynku, starają się analitycy i starają się inwestorzy. Rozkład głosów wśród wszystkich tych trzech grup jest bardzo podobny i wynosi z grubsza fifty-fifty.

Nie brakuje też opinii skrajnych, lub przynajmniej robiących takie wrażenie. Jednym z przykładów jest stanowcze oświadczenie Dennisa Lockharta, który stwierdził, że od głosowania za podwyżką na wrześniowym posiedzeniu mogłyby odwieść go tylko fatalne dane makroekonomiczne. Członek FOMC (komitet otwartego rynku Fed) złagodził swoją wypowiedź zaledwie kilka dni później stwierdzeniem, że jednak potrzeba większego przekonania, że inflacja zmierza do określonego przez Fed celu. Po drugiej stronie skali znalazła się wypowiedź Jerome Powella (również członka FOMC), który stwierdził, że nic nie przemawia za wrześniowym terminem podwyżki stóp. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tego typu wypowiedzi pełnią rolę balonów próbnych, mających na celu zbadanie rynkowych nastrojów i reakcji, a być może także narzędzia lekko sterującego nimi.

Same dane makroekonomiczne, mające stanowić podstawę oceny stanu i perspektyw gospodarki oraz przesądzać o decyzji, są jak zwykle niejednoznaczne i dają sporą swobodę interpretacyjną. Przykładów jest całkiem sporo. Choćby gorszy niż się spodziewano wstępny szacunek dynamiki PKB za drugi kwartał, który jednak odczytano jako powód do optymizmu i czynnik zwiększający szansę na podwyżkę we wrześniu, prawdopodobnie tylko dlatego, że jednocześnie zweryfikowano bardzo słabe dane z pierwszych trzech miesięcy 2015 r. Podobnie jest z oceną sytuacji na rynku pracy. Wspomniany Dennis Lockhart uznał obecną wysokość stopy bezrobocia za bliską poziomu pełnego zatrudnienia. Jak oszacowali cytowani przez Bloomberga analitycy NBER, instytucji badawczej, znanej jako wyrocznia w sprawach oceny koniunktury gospodarczej, w szczególności w sprawie „ogłaszania i odwoływania” recesji, do pełnego zatrudnienia potrzeba jednak jeszcze ok. 2,4 mln etatów. Dla jednych to blisko, dla innych daleko. Zakładając utrzymanie obecnej średniej miesięcznej dynamiki powstawania nowych miejsc pracy, do pełni zatrudnienia potrzeba jeszcze ok. 10 miesięcy. Do osiągnięcia celu inflacyjnego brakuje jeszcze co najmniej kilkunastu miesięcy lub przekonania, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku. Dynamika PKB powinna sięgać 3 proc. Z tego zastawienia widać więc wyraźnie, że Fed nie ma zbyt mocnych argumentów nie tylko za wrześniową, ale prawdopodobnie także za grudniową podwyżką stóp procentowych. Wszystko oczywiście zależeć będzie od danych, ale za wyjątkiem być może PKB, na cudowne przyspieszenie raczej trudno liczyć.

Coraz częściej pojawiają się w amerykańskich mediach opinie, że Fed mimo to zdecyduje się na podniesienie stóp procentowych, do czego FOMC skłonią trzy przesłanki. Pierwsza to utrzymanie wiarygodności, którą rezerwa federalna mogłaby utracić, zapowiadając zaostrzenie i nie realizując swych obietnic. Druga to przekonanie, że jedna niewielka podwyżka mogłaby na dłużej usatysfakcjonować wszystkich, nie czyniąc większej szkody gospodarce i rynkom finansowym. Trzecia, najbardziej interesująca, zakłada że Fed podniesie stopy tylko po to, by w razie potrzeby mógł je... na powrót obniżyć i by nie być zmuszonym do sięgania po luzowanie ilościowe. Z tego punktu widzenia, zakładając, że do podwyżki dojdzie jednak w tym roku, bardziej prawdopodobny byłby termin wrześniowy lub październikowy. Pomijając bowiem innego rodzaju zagrożenia dla wzrostu gospodarczego, nie można zapominać o utrzymującej się od dwóch lat wyjątkowej jego wrażliwości na srogie zimy. W pierwszym kwartale 2014 r. amerykański PKB spadł z tego powodu o 2,1 proc., a w pierwszych trzech miesiącach 2015 r. zmniejszył się o 0,2 proc., choć po niedawnej korekcie okazało się, że wzrósł, ale tylko o 0,6 proc. Przed grudniowym posiedzeniem Fed, oprócz projekcji makroekonomicznych, powinien więc wziąć pod uwagę także prognozy meteorologiczne, by ewentualną podwyżką nie „wstrzelić” się w kolejne zimowe spowolnienie.

Mówiąc poważnie, rezerwa federalna z pewnością będzie brać pod uwagę sygnały płynące z rynków finansowych. Na kondycję amerykańskiej gospodarki spory wpływ ma bowiem zarówno rentowność obligacji, jak i kurs dolara. O ile w kontekście obaw związanych z rosnącą znów dynamiką zadłużania się konsumentów wzrost rynkowej ceny pieniądza, będący pochodną zwyżki rentowności obligacji, byłby nawet pożądany, by zapobiec bańce, to negatywny wpływ mocnego dolara na wyniki spółek mógłby poważnie zaszkodzić gospodarce. Analitycy Credit Suisse oszacowali, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy różnice kursowe kosztowały amerykańskie korporacje wchodzące w skład indeksu S&P500 aż 244 mld dol. Spadająca od czerwca rentowność obligacji sugeruje, że ten segment rynku finansowego zachowuje się tak, jakby nie spodziewał się podwyżki stóp procentowych.

Dolar z kolei od ponad roku dyskontuje zaostrzenie polityki pieniężnej, powracając po marcowo-majowej korekcie, do głównej tendencji umacniania. Indeksy na Wall Street od kilku miesięcy demonstrują niezdecydowanie, poruszając się w trendzie bocznym. Widać więc, że inwestorzy także nie są jednomyślni ani co do samej decyzji Fedu, ani co do jej terminu.