Pracownik roku 2014

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdy przeglądając brytyjskie media na jednym ze zdjęć pod artykułem o najlepszym pracowniku agencji Blue Arrow, zobaczyłem mojego starego znajomego. Dumnie wznosił statuetkę przy mównicy. Odkurzyłem swój notes z kontaktami i napisałem do Jarka.

O pracy, sukcesie zawodowym i życiu w lepszym świecie opowiada Jarosław Damjanowski. Według rankingu jednej z największych agencji pracy, Blue Arrow, najlepszy pracownik roku 2014.

– Zacznijmy od początku. Przyjechałeś do Wielkiej Brytanii i jak to się potoczyło?

– Przyjechałem do Londynu w 2007. Mój brat, Done, już pracował w fabryce Fairfax Meadow. To jest zakład mięsny. Zadzwonił, że jest wolne miejsce pracy w kuchni, gdzie przygotowuje się specjalne zamówienia do restauracji i hoteli, jak marynowane mięsa ściśle według receptur. Zdecydowałem się przyjechać. Miałem iść na studia w Polsce, ale wybrałem emigrację zarobkową. Zaczęła się przygoda w Londynie. W Fairfax czasami pracowałem po 90 – 100 godzin tygodniowo, przy zarobkach 6.09 Ł brutto na godzinę. W kuchni szybko nabyłem doświadczenie i po roku już przygotowywałem marynaty i mięso dla Gordona Ramseya, najbardziej znanego szefa kuchni na Wyspach. Jeżeli chodzi o mieszkanie, to zatrzymałem sie w północnym Londynie, blisko Manor Park. Tam znalazłem pokój za 70 Ł tygodniowo. Mieszkałem z Polakami.

– Nie zostałeś w Fairfax jednak na stałe. Poszukałeś innej pracy...

– Po roku odszedłem z Fairfax. Znalazłem pracę w fabryce MPD, gdzie pakowałem różne płyty z filmami, plakaty i gadżety do kin. Tam już płacili 6.31 Ł na godz. To była praca od poniedzialku do piątku, więc znalazłem jeszcze pracę w restauracji, gdzie polerowałem szklanki za 6,50 Ł na godz. Tam też spotkałem moją dziewczynę i razem pracowaliśmy przez pół roku. Monika jednak musiała pojechać do Polski na dłużej. W tym czasie dostałem propozycję pracy w restauracji Little Dudley House w Dorking pod Londynem w kuchni i za barem. Pracowałem po 120 godz. tygodniowo. Podjąłem się tego, bo płacili 7 Ł na godz., a do tego miałem mieszkanie za darmo niedaleko pracy. W kuchni zaczynałem na zmywaku, ale bardzo chciałem gotować, więc się uczyłem i po trzech miesiącach pracowałem już jako Chef niższej rangi przygotowując desery. Pół roku później już przyrządzałem główne dania. Wtedy dostałem dużą podwyżkę, bo zacząłem zarabiać aż 8 Ł na godzinę. Co ciekawe, poznałem tam barmana, który pracował dla Madonny. Uczył mnie sporządzać koktajle. Bardzo się tym zainteresowałem i po jakimś czasie odszedłem z kuchni za barową ladę.

– Jak awansowałeś to musiało też jakoś zmieniać się twoje życie osobiste. Zmieniłeś mieszkanie, kupiłeś samochód, a może ściągnąłeś na Wyspy swoją dziewczynę?

– Moja dziewczyna przyjechała po pół roku, ale nie mogła wtedy ze mną mieszkać. Widywaliśmy się sporadycznie. W międzyczasie właściciel restauracji z Dorking otworzył nowy lokal w Chislehurst i chciał żebym się przeniósł. Zgodziłem się, bo to już była piąta strefa Londynu i miałbym bliżej do dziewczyny. Zamieszkaliśmy w końcu razem. Na początku wynajmowaliśmy pokój za 100 Ł tygodniowo. Chislehurst jest najlepszym miejscem do mieszkania. Cicho tu i mili ludzie. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. W tym samym czasie zostałem managerem baru i zarabiałem 1500 Ł miesięcznie. Po roku już zarządzałem restauracją. Nagle dostałem ofertę pracy w centrum Londynu za 2000 Ł miesięcznie, jako Bar Manager i zdecydowałem się na zmianę. Jednak nie pracowałem tam długo. Po urodzeniu się mojej córki chciałem mieć więcej czasu dla niej i przeniosłem się do pewnej firmy inwestycyjnej jako Supervisor (kierownik nadzorujący – red.) Spokojna praca od poniedziałku do piątku, od 7.00 do 15.00, ale za mniejszą pensję, bo znów miałem 1500 Ł. Byłem jednak zadowolony, bo miałem czas dla rodziny. Pracowałem tak przez rok i następnie dostałem ofertę pracy w agencji rekrutacyjnej Blue Arrow. To jest praca dla mnie, bo zawsze chciałem pomagać innym w szukaniu pracy. Jestem teraz szczęśliwym tatą. Mam czas dla rodziny i robię to co lubię.

– Za Tobą prawdziwy maraton udanej kariery. Powiesz nam, co to za nagroda, którą widziałem na zdjęciu w internecie?

– Wygrałem statuetkę dla najlepszego pracownika 2014 firmy Blue Arrow.

– Jak się zdobywa takie wyróżnienie?

– Zarobiłem najwięcej pieniędzy dla firmy. Dzięki mojej pracy firma w ubiegłym roku zarobiła dokładnie 256 tys Ł. Spędziłem naprawdę dużo czasu, żeby się nauczyć wszystkiego. Mam na myśli systemy operacyjne w biurze i rozpoznanie przyzwyczajeń klientów, z którymi pracuję. Poświęciłem swój czas na dojazdy do nich, żeby sprawdzać ludzi których wysyłałem do pracy. Zdobyłem najlepszych klientów w Londynie jak np. Stadiony Wembley, Arsenal, Tottenham, West Ham, QPR. Odbywają się tam często konferencje, które obsługują nasi pracownicy. To mi przyniosło renomę w branży. Wszyscy klienci z naszego kręgu zawodowego wiedzą o moich osiągnięciach, dlatego tak bardzo dobrze mi się układa w tej pracy. Jestem chwalony przez dyrektorów największych firm. Obecnie pracuję na stanowisku Senior Consultant. Zarabiałem na początku od 1500 do 2000 Ł. Teraz zarabiam od 3000 do 5000 Ł na miesiąc. Za najlepszego pracownika roku dostalem gratyfikację w wysokości 2000 Ł i wycieczkę do Włoch na tydzień.

– Ktoś z rodziny lub bliskich Ci osób był na ceremonii rozdania nagród?

– Był mój brat. Poza tym było 1000 osób, więc było super!

– Czy w Polsce miałbyś szansę na podobne wyróżnienie zawodowe?

– Szczerze? Myślę, że nie ma szans, żeby w Polsce można było się tak wyróżnić, w tak krótkim czasie.

– Czy nagroda i wyróżnienie miały jakiś wpływ na Twój rozwój zawodowy?

– Tak. Dostałem awans i podwyżkę w tym samym czasie. Dostałem też kilka ofert pracy z konkurencyjnych agencji, ale jeszcze się nie zdecydowałem czy chcę zmieniać pracodawcę, bo lubię to miejsce i ludzi.

– Co dalej Jarku? Zostajesz w Londynie czy chciałbyś wrócić do Polski?

– Do Polski na pewno będę jeździł, bo mam tam rodzinę, ale nigdy się nie wrócę na stałe. Tu założyłem własną rodzinę, tu mam pracę i zapewniam dziecku i dziewczynie życie na bardzo dobrym poziomie. Właśnie się przygotowujemy do wyjazdu do Tajlandii.

pytania zadawał:

Paweł Sikorski