Jak uchodźcy mogą pomóc polskiej gospodarce

Uchodźcy nie stanowią dla Polski znaczącego finansowego obciążenia, lecz szansę na załatanie luk na rynku pracy, poprawę efektywności firm, a nawet wyłonienie nowych liderów biznesu. Jednak nie będzie to proste. Warunkiem jest efektywna integracja cudzoziemców, ale i przełamanie rosnącej niechęci do imigrantów.

Do tej pory Polska zobowiązała się do przyjęcia nieco ponad 7 tys. uchodźców. W lipcu zgodziła się na ulokowanie na terenie kraju 2 tys. osób, a po niedawnym spotkaniu szefów MSW w Brukseli, które skończyło się rozłamem w Grupie Wyszehradzkiej, obiecała przygarnąć kolejne 5 tys. Z czasem ta liczba zapewne wzrośnie, albowiem Unia Europejska do tej pory rozdzieliła 66 tys. spośród 120 tys. uchodźców docierających do Europy przez Grecję i Włochy.

To i tak nie rozwiąże migracyjnego problemu. W ciągu ostatnich kilku lat na świecie wybuchło przynajmniej 15 konfliktów, z których tylko niektóre zostały rozstrzygnięte. Wystarczy wspomnieć, że w 2014 roku do ojczyzny wróciło zaledwie 128 tys. spośród niemal 20 mln uchodźców przebywających poza granicami swoich krajów – to najgorszy wynik od 31 lat. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) szacuje, że tylko w 2015 roku milion imigrantów może ubiegać się o azyl na terenie UE.

Przesiedlenia na niespotykaną dotąd skalę i marne rokowania na szybkie rozwiązanie konfliktów powodują, że przyjmowanie uchodźców urosło do rangi jednego z największych wyzwań, przed jakim staje obecnie Polska wraz z pozostałymi krajami UE. Wyzwań, które potencjalnie mogą przynieść wiele korzyści.

Ile Polskę będą kosztować uchodźcy?

Wbrew często powtarzanym obawom, koszty przyjęcia imigrantów w Polsce wcale nie będą duże. Obecnie mamy 11 ośrodków dla cudzoziemców. Ich utrzymanie wraz z kadrą oraz cudzoziemców starających się o status uchodźcy będzie kosztować w tym roku budżet państwa 56 mln zł (podczas gdy łączne wydatki budżetowe zaplanowane na 2015 roku wynoszą 343 mld złotych). Wraz z napływem imigrantów kwoty te wzrosną, ale nie na tyle, by mogły stać się dla Polski ciężarem.

– Dzisiaj całkowity koszt utrzymania uchodźcy, wedle danych Urzędu ds. Cudzoziemców, wynosi ok. 1400 zł miesięcznie. Przy 10 tys. uchodźców daje to kwotę 168 milionów zł rocznie, w skali budżetu państwa to bardzo niewiele. Ostatnie referendum kosztowało 100 milionów złotych – zauważa dr Tomasz Kamiński, adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, stały współpracownik „Liberté!”.

Ekspert przypomina także o wsparciu ze strony Unii Europejskiej, na jakie może liczyć Polska. Z unijnych środków otrzymamy 6 tys. euro na uchodźcę relokowanego z innego europejskiego kraju (np. z Włoch lub Grecji), a także 10 tys. na osobę przyjętą spoza wspólnoty.

– To znaczące kwoty, które powodują, że początkowe koszty przyjęcia uchodźców będą prawdopodobnie w całości pokryte z tych pieniędzy. Nie ma więc sensu na poważnie rozpatrywać kosztów przyjęcia 10 tysięcy osób – mówi dr Tomasz Kamiński.

Co więcej, wydaje się mało prawdopodobne, by Polska musiała utrzymywać wszystkich przybywających uchodźców. Dla większości z nich kraj nad Wisłą stanowi jedynie przystankiem w drodze do zamożniejszych europejskich państw (Niemiec, Francji, Szwecji). Według Urzędu ds. Cudzoziemców aż 80 proc. osób wnioskujących w Polsce o status uchodźcy docelowo chciałoby wyjechać na Zachód.

Imigranci na ratunek pracodawcom

Problematyczne dla wielu unijnych państw obowiązkowe kwoty uchodźców mogą być kłopotliwe dla Polski. Jednak nie z powodu obciążeń finansowych, jakie się z nimi wiążą.

Podstawowym ekonomicznym problemem, jaki mogliby załatać imigranci, jest wypełnienie luk powstających na rodzimym rynku pracy, na którym występuje duży rozdźwięk pomiędzy jego obecną kondycją a prognozami demograficznymi dla Polski. Z jednej strony bezrobocie liczone metodologią Głównego Urzędu Statystycznego zeszło do poziomu 10 proc., najniższego od 2008 roku, a pracodawcy wciąż deklarują chęć zatrudnienia – z raportu Barometr Manpower Perspektyw Zatrudnienia wynika, że w IV kwartale różnica pomiędzy liczbą pracodawców zakładających wzrost całkowitego zatrudnienia a liczbą pracodawców deklarujących spadek zatrudnienia wyniesie 7 proc. po korekcie sezonowej. Z drugiej, demograficzna zapaść sprawia, że rąk do pracy już zaczyna brakować. A będzie jeszcze gorzej. Według szacunków GUS, do 2050 roku populacja Polski skurczy się do niecałych 34 mln ludzi.

– W Polsce tylko w pierwszym półroczu 2015 roku powstało 180 tysięcy nowych miejsc pracy. Wiele z nich pozostaje nieobsadzonych, bo nie ma pracowników. Pokazuje to, że Polska jest już na tyle dużą gospodarką, że z łatwością jest w stanie wchłonąć znaczną liczbę imigrantów – mówi Tomasz Kamiński.

Podobnego zdania jest Tomasz Hanczarek, prezes agencji pracy Work Service.

– Jesteśmy społeczeństwem, które w szybkim tempie dogania Zachód pod względem zamożności. Rynek pracy już dziś potrzebuje pracowników z zagranicy. W regionach Wielkopolski, Mazowsza, Śląska czy Dolnego Śląska dużym wyzwaniem jest znalezienie kilkuset pracowników do nowej fabryki czy przedsiębiorstwa, które chce rozwijać biznes w naszym kraju – mówi Tomasz Hanczarek.

Otwartość rynku na obcokrajowców potwierdzają dane Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Wynika z nich, że 850 dużych firm w Polsce (ponad 250 pracowników) zatrudnia obcokrajowców. Najprawdopodobniej będzie ich znacznie więcej, albowiem tylko w pierwszej połowie 2015 roku urzędy wydały pozwolenia na pracę w kraju dla ponad 27 tys. osób, co oznacza wzrost o 21 proc. rdr.

Wśród szukających zatrudnienia dominują mężczyźni (ponad 19 tys. pozwoleń), najczęściej pochodzący z targanej wojną Ukrainy – w 2014 roku Ukraińcy otrzymali 80 proc. wszystkich wynagrodzeń uzyskanych przez cudzoziemców. Przy nich uchodźcy, którzy dopiero mają dotrzeć do Polski (głównie Syryjczycy, Irakijczycy czy Erytrejczycy), stanowią wyraźną mniejszość.

– Ani nas oni nie zbawią, ani nam nie przeszkodzą – mówi dr Maciej Duszczyk, kierownik Zespołu Polityk Migracyjnych w Ośrodku Badań nad Migracjami. – Z perspektywy ekonomicznej w ogóle nie odczujemy przyjęcia uchodźców – dodaje.

Aby osiągnąć długofalowe korzyści z przyjęcia imigrantów, paradoksalnie należałoby przyjąć ich znacznie więcej. Tylko wtedy będzie można szczelnie wypełnić luki na rynku pracy i zabezpieczyć się przed nadciągającą zapaścią demograficzną.

Uchodźca dobrze zintegrowany

Uchodźcy mogą oczywiście stanowić również balast dla gospodarki, jeżeli nie zdołają się zintegrować i dostosować do obowiązującego w danym kraju systemu społecznego.

– To, czy imigranci okażą się wsparciem dla kraju, czy obciążeniem, zależy od efektywności integracji. Od tego, czy przybysze zaczną pracować i płacić podatki. Przyjmuje się, że żeby integrację uznać za udaną, po 12 miesiącach uchodźca powinien znaleźć się na rynku pracy – mówi dr Maciej Duszczyk.

– Potencjalne korzyści dla gospodarki będą w dużej mierze uzależnione od tego, czy wśród uchodźców znajdą się również osoby wykształcone, a tych jest w Syrii niemało, i czy zdołamy je zachęcić do pozostania w Polsce. Trzymanie ludzi w obozach dla uchodźców, bez możliwości pracy lub nauki, będzie generowało wyłącznie koszty – mówi dr Tomasz Kamiński. – Jeśli postaramy się zainwestować w ich integrację społeczną, możemy osiągnąć duże korzyści. One są jednak trudne do wyliczenia, ponieważ w dzisiejszych czasach często jedna genialna i przedsiębiorcza osoba może przynieść gospodarce olbrzymie profity – dodaje.

Widać to na przykładzie Doliny Krzemowej, która w dużej mierze została zbudowana w oparciu na genialnych umysłach emigrantów. Sergey Brin (majątek 32,5 mld dol.), jeden z twórców Google, dotarł do Stanów Zjednoczonych w wieku 6 lat ze Związku Radzieckiego. Pierre Omidyar (majątek 8 mld dol.), twórca eBaya, jest urodzonym w Paryżu synem irańskich imigrantów. Z kolei Jan Koum (majątek 7,8 mld dol.), twórca WhatsAppa, wyemigrował do kalifornijskiego Montain View z Kijowa. Za najznamienitszego potomka emigrantów w Dolinie Krzemowej uchodzi zaś założyciel Apple Steve Jobs, którego ojciec przybył do Stanów Zjednoczonych z Syrii.

Imigranci mogą okazać się także potrzebni stacjonującym w Polsce korporacjom, albowiem biznes zyskuje na różnorodności kulturowej. Pokazują to badania firmy doradczej McKinsey, która przyjrzała się 366 spółkom publicznym w USA, Ameryce Łacińskiej, Wielkiej Brytanii oraz Kanadzie. Okazało się, że przedsiębiorstwa różnorodne płciowe, wiekowo, narodowościowo i charakterologicznie osiągają wyraźnie lepsze wyniki od spółek homogenicznych. Przedsiębiorstwa równomiernie zatrudniające kobiety i mężczyzn osiągały o 15 proc. większe przychody od firm bardziej jednolitych płciowo. Natomiast te różnorodne narodowościowo osiągały wyniki aż o 35 proc. lepsze od spółek niezatrudniających obcokrajowców.

– Mam nadzieję, że dyskusja o uchodźcach pozwoli przygotować Polaków na sytuację, w której liczba cudzoziemców w naszym kraju będzie stopniowo rosnąć, a epizod Polski jednolitej etnicznie się skończy (obecnie nad Wisłą żyje 97 proc. Polaków – red.). Być może przyjazd uchodźców oraz, mam nadzieję, sukces ich integracji społecznej zmieni ksenofobiczne postawy wielu osób. Tak się stało w Niemczech, w których jeszcze w latach 90. niechęć do obcych była bardzo silna – przypomina dr Tomasz Kamiński.

W Polsce jak na razie niechęć do imigrantów nie słabnie, a wręcz się nasila. Jak wynika z sondażu Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN24, na początku września w Polsce było 43 proc. przeciwników przyjmowania uchodźców. W kilka tygodni ich odsetek wzrósł do 56 procent.