B. szefowie zakładów w Rudnikach skazani ws. opcji walutowych

Kary więzienia w zawieszeniu i grzywny wymierzył częstochowski sąd trzem b. członkom kierownictwa Zakładów Chemicznych Rudniki. Prokuratura oskarżyła ich o niegospodarność w związku z zawieraniem niekorzystnych dla spółki transakcji dotyczących opcji walutowych.

Straty przedsiębiorstwa wyceniono na 13 mln zł.

Informację o nieprawomocnym wyroku w tej sprawie przekazał w piątek PAP rzecznik częstochowskiego sądu Bogusław Zając. Sędzia poinformował, że na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu skazany został b. dyrektor ds. ekonomiczno-finansowych zakładu. Po pół roku więzienia, także w zawieszeniu, to kara dla dwóch b. prezesów spółki. Cała trójka - skazana za nieumyślną niegospodarność - ma też zapłacić grzywny. Uniewinniony został czwarty oskarżony, który był członkiem zarządu.

Wyrok, który zapadł przed Sądem Okręgowym w Częstochowie, jest nieprawomocny. Strony zapowiedziały apelację.

Zakłady Chemiczne Rudniki są liderem na polskim rynku krzemianów. Produkują m.in. szkliwo sodowe i potasowe, szkło wodne sodowe i potasowe oraz spoiwa odlewnicze. Większość produkcji eksportują m.in. do Finlandii, Holandii i Włoch. Przed kilkoma dniami resort Skarbu Państwa poinformował, że podjął decyzję o odstąpieniu od negocjacji w sprawie nabycia 85 proc. akcji tej spółki.

Zarzuty dotyczyły okresu od maja 2007 do lipca 2009 r. Częstochowska prokuratura oskarżyła dwóch byłych prezesów firmy, byłego dyrektora finansowego i byłego członka zarządu spółki o niegospodarność w związku z zawarciem z dwoma bankami umów w sprawie opcji walutowych.

W śledztwie, prowadzonym wspólnie z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratura korzystała z opinii eksperta w dziedzinie instrumentów finansowych, jednego z dwóch w Polsce biegłych sądowych, zajmujących się tą tematyką. Według ustaleń postępowania, bank ostrzegał władze zakładu, że opcje walutowe to instrument dla nich nie odpowiedni, a mimo to zdecydowali się podpisać dokumenty.

W efekcie zawartych umów zakład musiał wykupić walutę po cenie dużo wyższej niż wynosił kurs rynkowy. Stracił na tym 13 mln zł. Przesłuchany w śledztwie b. dyrektor finansowy nie przyznał się do winy i odmówił wyjaśnień. Pozostali podejrzani też nie przyznali się. Jak tłumaczyli prokuratorowi, decyzje podejmowali za radą dyrektora finansowego.

Nie jest to jedyny proces w sprawie opcji walutowych, toczący się w sądach w woj. śląskim. Gliwicka prokuratura oskarżyła kilka lat temu pięciu pracowników ING Banku Śląskiego o oszukiwanie klientów przy zawieraniu umów na takie instrumenty finansowe. Według ustaleń prokuratury, trzy podmioty, których dotyczy proces, w wyniku zawierania takich umów straciły ponad 10 mln zł.

W kwietniu ubiegłego roku oskarżonych uniewinnił gliwicki sąd okręgowy, uznając, że straty właścicieli firm nie były wynikiem działania oskarżonych, lecz gwałtownego wzrostu ceny euro. Jednak Sąd Apelacyjny w Katowicach w styczniu tego roku nakazał powtórzenie procesu i bardziej wnikliwe zbadanie sprawy.

Sprawa opcji walutowych stała się głośna przed kilkoma laty, gdy okazało się, że wiele firm w całym kraju - zarówno tych małych, jak i spółek giełdowych - straciło na takich umowach mnóstwo pieniędzy. Na mocy takich długoterminowych umów banki zobowiązywały się do wykupu waluty za z góry ustaloną cenę, nawet jeśli będzie ona wyższa niż kurs danej waluty.

Opcje, które miały chronić przedsiębiorców przed ryzykiem walutowym, stały się dla nich pułapką - w ciągu siedmiu miesięcy, od sierpnia 2008 r., kurs euro wzrósł z 3,17 zł do 4,75 zł. Realizując umowę, banki odkupowały od klientów walutę po cenie niższej niż rynkowa. Nie zawsze umowy z bankami służyły jedynie do zabezpieczenia kursowego. Okazało się, że zawierali je nie tylko eksporterzy, ale często były podpisywane w celach spekulacyjnych.

Gdy złoty, zamiast wzmocnić się - przed czym miały uchronić się firmy - uległ silnemu osłabieniu, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło przedsiębiorstwa w trudnej sytuacji.