House of Cards na polskiej giełdzie

\

Zbigniew Jakubas, inwestor giełdowy i jeden z najbogatszych Polaków wg magazynu „Forbes”, podczas konferencji Wall Street w Karpaczu zorganizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych twierdził, że branżą przyszłości jest medycyna i to właśnie spółki medyczne dadzą zarobić inwestorom. To się okaże, ale patrząc dziś na PZ Cormay notowaną na warszawskim parkiecie, ciężko w to uwierzyć.

W ciągu ostatniego roku giełdowy kurs spółki PZ Cormay stracił ponad 50 proc. Fundusze, które są inwestorami finansowymi i właścicielami prawie 60 proc. akcji spółki, w końcu straciły cierpliwość. W ciągu kilku godzin w zaskakujący sposób odwołały skład całej rady nadzorczej i powołały własną. Za drzwi wykopały jednak przede wszystkim prezesa i współzałożyciela spółki Tomasza Tuorę.

Zaczęło się tsunami, na którym ucierpiała nie tylko spółka PZ Cormay, ale także zależna od niej, również medyczna spółka Orphée notowana na NewConnect, w której Cormay ma 23 proc. udziałów. Co wywołało to tsunami?

Od szarej myszki do gwiazdy. Upadłej gwiazdy

Początki PZ Cormay to rok 1985. Wtedy Tadeusz Tuora założył w Lublinie firmę produkującą odczynniki laboratoryjne. Okazało się to strzałem w dziesiątkę i firma szybko wypłynęła na szerokie wody. Rozpoczęła współpracę z francuskim gigantem – koncernem Roche, dla którego produkowała testy na cukrzycę.

Dziś Cormay to również testy in vitro dla chemii klinicznej, elektroforezy, hematologii, koagulologii i wiele innych, których nazw nikt poza specjalistami nie rozumie. Firma produkuje też aparaturę medyczną, a jej najnowszym dzieckiem jest analizator marzeń – BlueBox – urządzenie wielkości drukarki, dzięki któremu każdy lekarz rodzinny od ręki będzie mógł przeprowadzić analizę krwi pod kątem pracy serca, nerek i wątroby. To urządzenie może być przełomem na skalę światową.

Jednak wracając do przeszłości, rodzina Tuorów zwróciła na siebie uwagę naukowców z Polskiej Akademii Nauk, którzy przekonali firmę Cormay, by zajęła się technologią badań krwi na mikropróbkach i udostępnili własne badania. Do tego jednak były potrzebne pieniądze, więc Tuorowie podjęli decyzję o wejściu na giełdę.

W 2008 roku spółka zadebiutowała na warszawskim parkiecie. Jej wizja i plany zachwyciły inwestorów, w tym również fundusze inwestycyjne. Kurs akcji wzrósł w pierwszym dniu notowań o 23 proc., bo inwestorzy kupujący akcje widzieli już oczami wyobraźni gotowy analizator BlueBox, który miał przynieść spółce przychody w granicach 1,8–22,5 mld zł.

Spółka stała się gwiazdą na Książęcej. Miała też apetyt na pożeranie innych i na początku 2010 roku przejęła szwajcarską firmę Orphée. Z poziomu 2,6 zł, po jakim były sprzedawane akcje Cormay, kurs poszybował do ponad 17 zł w szczytowym momencie w 2011 roku. Wtedy też Cormaya okrzyknięto Giełdową Spółką Roku m.in. w kategorii „perspektywy rozwoju”. A inwestorom wciąż musiały wystarczać marzenia o BlueBoxie, poniważ Tomasz Tuora, syn Tadeusza, który był prezesem Cormay, wciąż przekładał premierę rewolucyjnego analizatora. Najpierw miał zostać wprowadzony na rynek w 2013 roku, potem termin został przesunięty na połowę 2014 r. Potem raz jeszcze na 2015 rok. I wciąż go nie ma.

Inwestorzy zaczęli tracić cierpliwość, a kurs akcji spadał. Kiedy dotarł w okolice 5 zł, cierpliwość straciły fundusze inwestycyjne, które miały większościowy udział w spółce Cormay. To był właśnie sierpień ubiegłego roku.

Dziś Tomasza Tuory nie ma już w Cormayu, jest za to dyrektorem zarządzającym przejętej kilka lat temu Orphée, w której Cormay ma 23 proc. udziałów. Jego ojciec Tadeusz Tuora, założyciel Cormay również jest dyrektorem zarządzającym Orphée (firmą zarządza rada dyrektorów). Tyle Tuorom pozostało po budowanym przez lata imperium, ale wojna trwa.

Tuorowie mieli zostać usunięci również z Orphée. W listopadzie ubiegłego roku nowy prezes Cormay, Janusz Płocica, skarżył się, że zarząd nie ma kontroli operacyjnej nad swoją spółką zależną i chciał dokonać zmian w radzie dyrektorów. Tuorowie najwyraźniej nie chcą dopuścić do powtórki z rozrywki i choć akcjonariusze, w tym PZ Cormay oraz fundusze: ING OFE, PKO BP Bankowy OFE i Total FIZ, zażądali zwołania Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia, Orphée go nie zwołało. W odpowiedzi Cormay skierował sprawę do sądu.

Do sądu poszedł również Tomasz Tuora poskarżyć się, że, jak twierdzi, w sposób nielegalny zabrano mu firmę, a fundusze były w zmowie.

Tymczasem giełdowe wyceny obu spółek dalej pikują.

Biznes.pl: Podczas konferencji Wall Street prezentował Pan swoją spółkę inwestorom indywidualnym, przekonując ich, że warto zainwestować w Orphée, tymczasem w ubiegłym roku zanotowaliście stratę netto na poziomie 1,4 mln zł, podczas gdy rok wcześniej zarobiliście 2,7 mln zł. Wyniki Orphée za 2014 rok rozczarowują.

Dr Tadeusz Tuora, dyrektor zarządzający Orphée: Spadek był związany głównie z czwartym kwartałem, który był najgorszy dla firmy w 2014 r. W pierwszym półroczu 2014 mieliśmy wzrost. Wszystko się zmieniło po wydarzeniach z 26 sierpnia 2014 r., które zaburzyły funkcjonowanie firmy.

Duży wpływ na raportowane wyniki ma również decyzja SBN o uwolnieniu kursu CHF, gdyż raport jest we frankach szwajcarskich, a sprzedaż głównie w euro. Tymczasem frank zdrożał o 20 proc., a zatem sprzedaż w pierwszym kwartale sztucznie spadła wskutek tego o 20 proc.